Branko Merxhani - Człowiek i naród
Pojechałem raz jeszcze do Monastyru, również po południu. Spokój tamtych stron raduje me serce i pozwala, by moje myśli otworzyły się wzdłuż i wszerz. Także i tym razem nie zastałem Mnicha. Jak tylko nastał świt udał się już doglądać pola. Nie było także jego pomocników, mnichów pomniejszych. Zapomnieli uwolnić swojego stróża, psa przywiązanego do drzewa. Ów, jak tylko mnie zobaczył, poderwał się z ziemi i zaatakował taką furią, że mało brakowało, by się poddusił łańcuchem przywiązanym do szyi. Pokazawszy kilkakroć swoje ostre zęby szczekał i szczekał, aż w końcu oddaliłem się tak bardzo, że nie mógł już więcej ani mnie widzieć, ani wywęszyć. Udałem się za Monastyrem w stronę morza, usiadłem na jakimś kamieniu i zacząłem spoglądać w błękit. I tam właśnie zdarzyło się coś tak dziwnego, że nie zapomnę tego do końca moich dni. Otóż, choć może zdawało mi się, znienacka pojawił się obok mnie Ojciec A.B, stary mnich i dialektyk, o którym opowiedzieli mi dawno temu, że odszedł był. I tak ze mną zaczął rozmawiać:
- No, co tam słychać, drogi przyjacielu, w tej twojej Albanii? Wielką mam ochotę, by się dowiedzieć od ciebie czegoś nowego. A wiesz, przecież, że nie jestem nieokrzesanym gburem, jak ci inni tam, w środku. Jestem człowiekiem uczonym.
- Och, jakże się raduję – odpowiedziałem, jakbym go znał od lat i nie wiedział, że już nie żył. I dodałem: - W Albanii bez zmian! Mnie się wydaje wszystko być takim, jak zawsze. Wieściami będzie to, co zrobimy my, lub nasi synowie. Lecz, mnichu, powiedz mi, jakiego rodzaju nowin oczekujesz?
- No cóż, ot powiadają, że w tym kraju jest kryzys rządowy, kryzys gabinetu, kryzys…
- A! Zatem i ty jesteś Politykiem! Nie wiedziałem o tym. Mnie takie sprawy zupełnie nie interesują. Nie zwracam uwagi na gaworzenia polityków. Dla mnie polityka, kryzysy, zmiany gabinetowe itd. itp. nie są niczym innym jak tylko kłamliwe opowieści, kawiarniane słowa, pełne magii i chytrości, jeden wielki teatr, komedia, niczym innym. Jak to możliwe, że tu, na tej pustyni, gdzie przebywasz, nie pozbyłeś się myśli o rządach, kryzysach gabinetowych itd.?
- W rzeczy samej często rozmyślałem nad ideą Kosmopolityzmu i wielokroć doszedłem do wniosku, że wszelkie wysiłki ludzi na polu polityki, rządów, kryzysów, wojen są po prostu bezsensowne. Czyz nie jesteśmy wszyscy ludzie tacy sami? Przecież, tyle pieniędzy wydaje się na wojny, tylu ludzi przypłaca to głową! Czemu nie znieść wszystkie granice, które dzielą narody?
- Ale jak? Zniknęły?... Gdyby zostały zapisane kredą na jakiejś czarnej tablicy szkolnej, lub kijkiem na jakimś piasku, to rzecz, o którym mówisz, byłaby nader prosta. Tyle tylko, że tak nie jest. Nic tu nie możemy poradzić.
- Dlaczego nie możemy poradzić? A gdyby narody dogadały się, gdyby dały sobie słowo….
- Rzecz w tym, że one tego nie chcą. Są takie narody, które zmęczyły się samym sobą, tu nie ma sprawy, niech dalej śpią. Pozostaje jednak garść takowych, które nie wykazują jakiegokolwiek znaku zmęczenia. Stoją na nogach z rozdziawionymi oczami niczym głodne wilki, ich mądrość sprawia, że nie mogą się uspokoić, lecz nieustannie pcha ich do nowych zdobyczy i panowań, nigdy siebie nie nasycając. I tak wybuchają wojny. Kto mógłby na początku tego wieku przewidzieć, że Japończycy ujawnią się z taką siłą witalną, wydobywając się z ciemnych zakątków Azji?
- Dobrze, zostawmy narody i zajmijmy się ludźmi, indiwiduami, czyli tymi, z których składają się narody. Przyjmij, że ludzi, którzy pragną spokoju i którzy nie mają innego celu, jak tylko w miarę możliwości spędzać życie bezpieczni i szczęśliwi, i którzy nie dbają o wojsko, wojny, narody, zwycięstwa i chwałę itd., słowem ludzi pokojowych, przybywa coraz więcej z każdym dniem.
- Ci, co są słabi i zmęczeni. Szukają szczęścia. A szczęście dla nich to spokój i sen. Zaś ci silni szukają innego szczęścia – wysiłków, niebezpieczeństw, zwycięstw….
- Nie umiem rozstrzygnąć, czy są silnymi, czy słabymi, ale wiem za to jedno: ilość ludzi, którzy chcą spędzać życie w pełnym spokoju, z dala od zamętów, waśni i wojen, rośnie z dnia na dzień.
- Nie dokonałem wyliczeń, ani w odniesieniu do teraźniejszości, ani do przyszłości.
- Mówię przynajmniej o Europie. W innych częściach świata sprawy być może mają się inaczej. Jednak, tam również ludzie zaczną myśleć podobnie jak myśli teraz większość Europejczyków.
- Być może! Wszelako, ja nie lubię myśleć o rzeczach, których dziś jeszcze nie ma. Takimi frazami jak „tak się stanie", lub „zobaczymy" kierują się ci, którzy uprawiają prorokowanie. Ja nie wiem, co stanie się jutro. Ba, wątpię, czy wiem, co dzieje się dziś. Jutro może się dziać tak, ale równie dobrze może się dziać i siak. Kto może wiedzieć, czy w kraju, w którym władają słabi, silni nie dojdą do władzy? Prawda jest taka, że Przyszłość jest w naszych rękach; ale nie możemy bawić się w przewidywania i przepowiednie. Nawet najmądrzejszy wśród nas nie może przewidzieć z dokładnością, co stanie się jutro. Niemniej, mnie się wydaje, że Przyszłość nie będzie należała do słabych.
- Wszak, idea Kosmopolityzmu jest bardziej sprawiedliwa niż idea Miłości ojczyzny.
- Nie wiem. Wiem za to jedno: nie mogę zostać kosmopolitą mimo, że idea wydaje mi się słuszna, gdy o niej myślę. Kosmopolityzm nie zdołał jeszcze wejść w mój szpik, wmieszać się w moich żyłach, zostać moją własnością i władać moimi uczuciami. Kosmopolityzm jest dla mnie obcym wyobrażeniem. Mogę go zrozumieć tylko logicznie. Nie jest jednak moim uczuciem.
- Ależ może zostać uczuciem twoich synów. Środki komunikacji, łatwość podróży, nieskończona ilość książek, różnego rodzaju szkoły, które otwierają się codziennie, języki, których się uczymy….
- Wszystko to wiem. Wiem również to, czego jeszcze nie jest wiadome. Być może jest tak, jak mówisz. By moi synowie wyrośli na kosmopolitów, musiałbym jednak wysłać ich do innych krajów, do Rzymu, lub do Paryża, trzymać ich z dala od ich rodzimego języka, żeby nie słuchali niczego po albańsku dokoła, czyli, żeby wyrośli bez żadnej Ojczyzny, ucząc się od nauczycieli kosmopolitów, w dziesięciu językach, i żeby krążyli z jednego kraju do drugiego przez całe ich życie. Pamięć ich dzieciństwa nie mogłaby być albańska, ale nie mogłaby również być włoska, czy francuska, ponieważ celem Kosmopolityzmu nie jest ocalenie naszych synów od przepaści jednej Ojczyzny, by skazać ich na pustynię innej. Ojczyzna przed wszystkim innym jest pamięcią dzieciństwa. Dopiero później dochodzą dziedzictwo i inne powody. Jakże mógłbym uczynić swoich synów Kosmopolitów, skoro samemu nim nie jestem, ani nie czuję, by Kosmopolityzm był lepszym niż Ojczyzna? Oddalić się od nich, zniknąć, nie zobaczyć nigdy więcej tylko dla dobra Kosmopolityzmu? To wydaje mi się przesadą. Wiesz, zatem, jak wychowam swoich synów? Otóż, pozwolę, by przyszli na świat tam, gdzie się urodzą, pozwolę, by moje słowa spłynęły do nich tak po prostu, jak się dzieje, pozwolę, by moja obecność i świat dokoła wpłynęły na nich zupełnie swobodnie; będę się starał tylko budzić wszystko w ich wnętrzu, życie, które mają, wszystko, co jest ich, jeżeli mają coś swojego. I niech zrobią, co zechcą. Ja jednak nie mogę przestać być Albańczykiem, bo chce tego jakaś teoria, czy uczucie, nie moje, lecz obce….
- Przecie, z czasem wszyscy ludzie staną się kosmopolitami. Narody to zbiorowiska ludzi, którzy żyją wspólnie. Od momentu, kiedy te grupy nie uznają za rzecz rozsądną żyć wspólnie, mieć jedną ziemię, jedno niebo, jedną krew, zacznie pomału zanikać także uczucie, że naród jest osobą, jednością, i tak zacznie się jego rozpadanie, stanie się drobnostką.
- W każdej epoce Cywilizacji rodzi się uczucie kosmopolityzmu z powodu zmęczenia narodem czy polityką. Rzymianie w okresie swojej zaawansowanej cywilizacji głosili: „Ubi bene, ibi patria". Wówczas również było sporo takich, co śnili o sprawach, które powiadasz na nowo teraz po wielu wiekach. Jak widzisz więc, twoje teorie bynajmniej nie są nowe. Po Rzymianach pojawiły się inne narody i stanęły na nogach, żyły wspólnie i w końcu każdy a nich znalazł swoje miejsce, opasając się swoimi etnicznymi granicami. Jak ty nie dostrzegasz, że Kosmopolityzm jest jednym z objawów cywilizacji?
- Jesteś patriotą, brawo!
- Dziękuję, lecz „patriotą" nie jestem. To słowo jeszcze nie osiadło się w języku albańskim. To wielkie słowo, słowo dnia, używa się wszędzie, ma różne kolory, różnorakie twarze, znaczenia, głosy! Nie lubię dostać tytuły, które pasują do wielu sztamp. Tym bardziej cechy, które wymagają zdolności. Powody, które mnie pchają do działania w taką, czy w inna stronę, są tak mieszane, że ja sam nie jestem w stanie ich pojąć. I, prawdę mówiąc, zupełnie mnie to nie martwi. Wręcz przeciwnie, ten stan sprawia mi radość. Pozwala mi głębiej poczuć wszystkie moje zmartwienia i wraz z nimi także samo sedno wszelkich niezrozumiałych i mętnych przyczyn naszej egzystencji. Podoba mi się nie móc tłumaczyć jakieś moje działanie. Czym jest bogactwo przyczyn, gdy próbuje je tłumaczyć? Ileż ubogie jest wszelkie tłumaczenie, tyleż bogate jest życie! Życie, które jest świeże i młode, samoczynne, bez początku i końca, bezgraniczne, mistyczne, po trzykroć głębokie, anarchiczne i niewytłumaczalne, pełne mitów i problemów, ironiczne i surowe, szalone, obiecujące i obojętne, hojne i złośliwe….
- No, to czemuś nie akceptować moich pomysłów, skoro życie jawi się tak szerokie i bogate, a ty tymczasem mącisz je w ciemnych ciasnościach patriotycznych?
- Słuchaj tu, mnichu! W wysokiej połoninie, otoczonej czterema ostrymi jak nóż szczytami i określanej jasnymi granicami, którą ludzie nazywają Ojczyzną, tam urodziłem się tam leżą kości moich dziadków, tam mnie od małego karmiono i wychowano. Każde wspomnienie tej połoniny należy do mnie. Ta młodość jest już tak głębokim i mocnym wspomnieniem, że sprawia, iż kocham swoją Ojczyznę. Tam, na tej połoninie odnalazłem siebie i nadal stoję, raz chętnie, a innym razem już mniej. Na tej połoninie chodzę, biegam, smucę się, bawię, martwię się, męczę i wpadam w sen.
To polana, na której widzę słońce i się grzeje, lub chłodzę się, szukając grot i chowając, znikam, szukam cieni pod drzewami i bystrych wód. A, jak jest potrzeba, by się ruszać, to wałęsam się po tej polanie, a spotykają mnie tysiące trosk, małych i dużych, mieszam się w sprawy ludzkie, brudzę się nimi, by następnie, niczym złoto wydobywające się z pieca wyjść oczyszczonym na światło dzienne. Czym jest polityka, jeżeli nie lekiem na czystość i energię – zielem oczyszczającym? Owszem, są i inne obszary na ziemi, ale gdzie indziej, który z nich jest tak przepełniony starymi i nowymi wspomnieniami? Która polana jest bardziej dziwaczna, żywa, czy bogatsza w linie, cienie, świeżości, kolory, pałace i sny? Dlaczegóż mam wybrać inną polanę. Cały świat jest jedną szeroką i długą polaną, lecz, ponieważ jest za duży dla oczu jednego człowieka, każdy stawia granice dokąd sięga jego wzrok, a w ramach tych granic współżyje wraz z innymi ludźmi, którzy z powodu długiego już wspólnego życia na tej małej polanie wiążą się ze sobą, stając się kuzynami. Gdy już posiadam moją Ojczyznę – a noszę ją w swoim wnętrzu – czemuś nie lubić jej bardziej od wszystkich innych ojczyzn? Jesteśmy, lub stajemy się patriotami tylko wtedy, gdy żyjemy w ramach naszego Narodu. Żyjemy nie dla Narodu, ale w ramach Narodu. Dlaczego go zostawić? Wszystkie narody są podobne do siebie – jak to powiedziałeś, to „zbiorowiska ludzi" – i nie warto dokonać wyboru. Mnie podoba się zostać tym, kim jestem i tam, gdzie jestem.
- Ależ ja nie rzekłem, żebyś zmieniał Ojczyznę, powiedziałem tylko: „zostań kosmopolitą".
- Toż to samo przecież. Jedno pociąga za sobą drugie. Ja nigdy nie będę się starał wyjść poza mój Naród. Dobrze mi tak i tam, gdzie się znajduje. Tak samo jednak męczy mnie myślenie stale tylko o moim narodzie. Z każdym przypadkiem i przejawem losu, ja czuję, że nie mogę wyodrębnić się z mojego Narodu. Zatem, po co bym potrzebował, żeby mieć go stale na uwadze? Ja jestem i muszę przystosować się do swojego położenia, więc nie traktuję swojego narodu jak jakiegoś organu, czy opory mi potrzebnych, tudzież zakątku do szukania schronienia w obliczu zagrożenia. Opieram się na nim, aby potrząsać moimi gałęziami. Lubię żyć wewnątrz Narodu na swoje konto i, opierając się o nim, stać się więcej człowiekiem, to znaczy czymś lepszym i lepiej ulepionym niż zwykły człowiek.
- Czyli ty również zapominasz o Narodzie i czujesz się czymś żywym, być może jako człowiek!
- Nie! Skoro posiadam sumienie Narodu, wszelkie moje myśli i działania podlegają samo przez się pewnej dyscyplinie. Każde sumienie czyni człowieka lepszym. Ponadto, ja myślę, że tylko ten, kto dobrze odczuwa swoją narodowość może głęboko odczuć również inne narodowości. A, gdy idzie o innych, lubię tylko tych, którzy rozumieją, że wszystkie narody są do siebie podobne, a mimo tego troszczą się o to, co jest ich specyfiką narodową, wznosząc ją każdego dnia wyżej i wyżej. Uczucie miłości do Ojczyzny jest jak instynkt. Tylko z pomocą tego instynktu możemy rozumieć narody, a przez nie także człowieka. Tak pojmuję ja Kosmopolityzm. Nie jest to stan, który można osiągnąć za jednym machnięciem. Musi przechodzić przez pewne etapy. Po pierwsze, musimy odczuwać siebie takimi, jakimi jesteśmy. Dopiero gdy czujemy dobrze siebie i możemy dobrze analizować, będziemy w stanie głębiej rozumieć nasz Naród. Od naszej narodowości przejdziemy do innych, potem wrócimy do siebie i dopiero na końcu będzie w stanie w pełni pojąc Ludzkość. Wszyscy ci, którzy deklarują się jako kosmopolici bez przejścia przez te etapy, traktują tę sprawę bardzo powierzchownie i nie sięgną nawet po próg zrozumienia Ludzkości. Oni tylko występują z powierzchownymi uogólnieniami, a myślą, że czegoś dokonali. Czy jest coś bardziej łatwego niż uogólnienia? Zazwyczaj to właśnie jest głównym zajęciem naszej gawiedzi i zarazem szczytem lenistwa…
- Ależ czego szuka człowiek w narodzie?
- Człowiek i naród to dwa znaczenia, które uzupełniają siebie. Człowiek przedstawia wszystkie siły własnego narodu, jego marzenia są marzeniami narodu, jego nadzieje także nadziejami tegoż. Jeżeli mój naród gubi swoje nadzieje, ja dam mu swoje. I na odwrót, od niego wezmę wiarę, gdy mnie ogarnie smutek. Jeżeli mój naród nie ma żadnej wiary i wałęsa się po bezdrożach beż żadnego ideału, to wówczas dam mu swoje nadzieje i ideały, ale i tak siłę, by je stworzyć i urzeczywistnić, znajdę w moim narodzie. Jeżeli mój naród oślepł i nie jest w stanie dostrzec moc, jaka tkwi w jego wnętrzu, to ja swoimi oczyma wskażę mu drogę, aby jasno i pięknie dostrzegł ukrytą w nim potęgę.
- Dziwota! Ukazały się przede mną sprawy, o których nie pomyślałem nigdy wcześniej. Uczucie miłości Ojczyzny wyschło we mnie z powodu tych całych dzikich krzyków, jakie słychać wokół tego słowa.
- Nie trać nadziei mnichu!. Jeżeli nie czujesz już miłości do ojczyzny w swoim sercu, lub nie możesz w nią wierzyć, wszak możesz być człowiekiem prawym, wystarczy być wiernym swojej Ojczyźnie i nie wstydzić się wymienić jej imię. To też rodzaj wiary. A tu, w środku pustyni i ciszy śmierci, możesz o tym wszystkim rozmyślać. Ja już ruszam w drogę. Jadę mieszać się ze swoimi ludźmi, wylać wszystkie moje siły w bezkresną głębi, którą nazywa się narodem, roztopić moje życie, odczuwając głęboko wszystkie smutki życia narodowego, z bólem, ochoczością, zasmuceniem i przygnębieniem. A, gdyby zostało gdzie zapisane, że mój naród zniknie, ja wciąż będę uradowany. Kocham go do takiego stopnia, że mogę umrzeć, przeżywając jego agonię jako swoją. Nic na tym świecie nie zasługuje na lament, albowiem umiera. Mogę być właśnie takim: albo pokorną owcą w stadzie ludzi, albo ich przodownikiem. Nie znam innego ratunku oprócz jakiejś groty na pustyni. Nie mogę jednak zostać mnichem po wsze czasy. Nie starczy mi lenistwo, ani tez myślenie. Chcę i jego kryzysu: energii. A noszę w sobie cień śmierci, żeby natchnął pasję życia. Śmierć jest dla ludzi właściwym zielem, które zawsze budzi w naszym wnętrzu strach życia.
- A ja, umarły, co mogę powiedzieć?
- Szusz! I odejdź już! Twoją duszę noszę ja w sobie – ja, żywym będąc i twoim rodakiem!...
Jego cień zniknęła i więcej już nie widziałem na oczy.
Tekst pochodzi z: Përpjekja Shqiptare, nr. 14-15, 1938
* The translation was facilitated by the residency in POETEKA in BETWEEN supported by "Translation in Motion" Project, funded by the Creative Europe Programme of the European Union. Original title: Njeriu dhe Kombi.